czwartek, 23 stycznia 2014

Na przekór pogodzie- Essie Camera i zupełnie przypadkowe zakupy

Wczoraj padało, dziś, chyba dla odmiany, lało. Jest szaro, buro, nijako. Chandra desperacko puka do drzwi, czuć nawet jej cuchnący oddech. Słońca nie było od tygodni. Beznadzieja.

I w tym wszystkim one. Soczyste. Kolorowe. Rzucające się straszliwe w oczy, ba! bijące po nich. Krzykliwe. Nie pasujące do obecnego świata. Nie  na miejscu. Nie na tę porę.
Jednak ilekroć na nie patrzę, rozciągam usta w uśmiechu. I jest weselej.
Taka mała, głupia rzecz: pomalowane paznokcie.









Tak właśnie wygląda Essie Camera. Prawda, że energetyczny? ;) Może aż za bardzo;) Na lato, do opalonego ciała, będzie wyglądał bosko.



Nie będę rozwodzić się nad trwałością czy aplikacją, wszak pisałam o tym już nie raz. Ten kto śledzi mego bloga, wie, że ubóstwiam tę markę. Tym razem też się nie zawiodłam.
Essie Camera, w buteleczce wygląda na różowy z domieszką pomarańczy, ale po aplikacji kolor staje się pomarańczowy. Raczej trudno doszukać się w nim różu. Zupełnie mi to nie przeszkadza, a nawet cieszy.
Producent stworzył go matowym, ale jako, że mat toleruję jedynie w ciemnych kolorach i piaskach, potraktowałam go topem Good to Go. Za bazę tym razem posłużyła odzywka Eveline.



Co myślicie? Lubicie soczyste kolory zimą, czy raczej się nie wychylacie z kolorami?

Już kończę, tylko pokażę Wam coś, co dziś postawiło kropkę nad moim dobrym humorem.
Przechodząc koło drogerii usłyszałam rozpaczliwy głos. Wołał nie byle kto, bo Collistar. Stał w okropnej promocji. Musiałam go uratować.




Ceny trochę śmieszne jak na Collistara- podkład kosztował 12e, a cienie były po piątaku. No i weź tu człowieku się powstrzymaj;)

Koniec;)

Buziaki;)




niedziela, 19 stycznia 2014

Alverde- krem do mycia twarzy i mydło

Nie miałam żadnego wpływu na zakup tych kosmetyków- dostałam je w prezencie. Sama pewnie wybrałabym coś innego;)
Absolutnie nie narzekam, bo byłam bardzo ciekawa produktów tej marki. Chciałam sprawdzić na własnej skórze, czy te wszystkie ochy i achy są uzasadnione.

Miałam przyjemność być w posiadaniu kremu do oczyszczania twarzy z glinką i mydła truskawkowego:


Jeśli ktoś jeszcze nie wie, to Alverde pochodzi z Niemiec. Składniki zawarte w produktach marki w znacznej mierze pozyskiwane są z kontrolowanych upraw. Nie zawierają olejów mineralnych, syntetycznych substancji zapachowych, barwników i konserwantów. Nie są testowane na zwierzętach , a większość z nich to produkty wegańskie. 
Nie jestem eko- świrem, ale takie podejście doceniam. 

  • Krem oczyszczający:

 
Bardzo ostrożnie podchodziłam do tego specyfiku. Bałam się, że wysuszy mi twarz na wiór, bo dedykowany jest cerom przetłuszczającym się, z niedoskonałościami. Moja jest raczej normalna i tylko delikatnie przetłuszcza się w strefie T. Niedoskonałości może i czasem się pojawiają, ale nie aż takie, żeby lamentować i zaraz stosować przeciwtrądzikowe produkty. Rozumiecie zatem moje obawy?
Krem jednak okazał się być bardzo przyjemnym pomimo, że jego jednym z głównych składników jest glinka heilerde, która jest delikatna, ale raczej nienajdelikatniejsza (stosuje się ją przy leczeniu trądziku, egzem, łuszczyc itp, czyli poważnych zmian skóry; inaczej mówiąc, heilerde jest czystą, leczniczą glinką lessową, która łączy w sobie zdolność łagodzenia i dogłębnego oczyszczania). I szczerze mówiąc przyjemnych doświadczeń z glinkami do tej pory nie miałam.
Nie bez znaczenia też są zawarte w kremie oleje i ekstrakty, które nie dość, że pomagają pozbyć się zanieczyszczeń (silikon i filtry najlepiej zmywa się olejem przecież) to jeszcze chronią i nawilżają cerę.



I rzeczywiście formuła kremu była lekko tłusta, ale po zmieszaniu z odrobiną wody przemieniała się cudownie w aksamitną emulsję.  Dobrze się zmywała, nie zostawiając po sobie uczucia lepkości. Świetnie dawała sobie radę z pełnym makijażem (oprócz oczu rzecz jasna- w tamtych rejonach używam czegoś znacznie delikatniejszego). Sprawdzałam kilkakrotnie micelem- twarz zawsze była wzorowo czysta. Wzorowo czysta, lecz nie ściągnięta, raczej naturalnie zmatowiona, dobrze oczyszczona, w każdym razie nie krzyczała o natychmiastowy krem. W czasie stosowania tego produktu nie odnotowałam choćby najmniejszego przesuszenia, co u mnie nierozerwalnie łączy się ze wzmożonym wydzielaniem sebum, czyli świeceniem się jak... niewiadomoco. 
Nie wiem jak sprawdziłby się przy skórze trądzikowej, bo takiej nie posiadam, ale muszę zaznaczyć, że podczas użytkowania tego produktu nie pojawił mi się żaden wróg.
Generalnie porządny, godny uwagi kosmetyk, tylko ma jedną wadę, a mianowicie: ŚMIERDZI. Śmierdoli okropnie i początkowa faza naszej znajomości, dla mego nadwrażliwego nosa, była niewypowiedzianą katuszą. Dzięki Bogu przyzwyczaiłam się, a działanie zrekompensowało tę "drobną" niedogodność.


Z kolejnym produktem Alverde tak dobrze już nie poszło.
  •  Mydło:



Mydło truskawkowe, które z truskawką ma tyle wspólnego co ja z Naomi Campbell, jakoś do mnie nie przemawia. No dobrze- kolor jest wspólny. 
Nie jest jakieś wybitnie złe, bo skład ma w porządku (jeśli ktoś toleruje olej palmowy, ja- nie bardzo, ze względów, nazwijmy to, ideologicznych), ale spodziewałam się zniewalającego zapachu. Truskawkowego przede wszystkim.


W składzie mydła doszukać się można suszonych liści poziomki, które, zakładam, mogłyby delikatnie pilingować naszą skórę. Być może, gdyby tylko było ich więcej niż 5!!! Zresztą, kryje się tu pewna zagadka- dlaczego liście poziomki w truskawkowym mydle? Element zaskoczenia?
Produkt  jedynie poprawny- trochę przesuszył mi skórę i rozczarował zapachem.
Bez rewelacji. Na szczęście nie był zbyt wydajny;)


Może znacie te produkty i macie inne doznania. Podzielcie się;)
Owocnego tygodnia życzę;)

środa, 15 stycznia 2014

Wyniki

Dziś przychodzę do Was w związku z tym:


Nazbierała się Was mała, ale niezwykle ciesząca mnie, gromadka. A to dlatego, że wszystkie Jesteście stałymi i aktywnymi czytelniczkami mego bloga. Niektóre z Was są ze mną od samego początku. Doceniam to jak jasna cholera. Czyli bardzo, bardzo, bardzo.
Tolerujecie moje nagłe zniknięcia, moją nieregularność pisania. Zaglądacie, komentujecie. Po prostu Jesteście.
Dziękuję☺


Chcę żebyście wiedziały, że najchętniej obdarowałabym Was wszystkie, ale najzwyczajniej w świecie nie stać mnie na to. Jeszcze nie;) Jest jednak na to jakaś nadzieja, bo nałogowo gram w pewną loterię, więc nie zdziwcie się, jeżeli kiedyś pojawi się tu post pod tytułem "Dawać adresy".
Ale zanim nastąpi ten szczęśliwy dzień, będę znacznie częściej Was czymś raczyć;) To już postanowione- rozdań w tym roku będzie więcej!

Wracając do tematu


Dziś radosną nowinę przynoszę:



Justynko to wszystko Twoje:):)
Gratuluję!!!

Dziękuję Wam z całego serca!
Pozdrawiam. Marta

środa, 8 stycznia 2014

Essie- For The Twill Of It

Kolejny lakier, któremu nie mogłam się oprzeć. Jest nieprzeciętny. Wielowymiarowy. Nieoczywisty. Zaskakujący. Przyciągający wzrok.
Do tego uparty, bo nie pozwolił sfotografować się tak, jakbym sobie tego życzyła. Po prostu gwiazda.





Szeroki pędzelek bardzo ułatwia nakładanie lakieru. Nie jest też bez znaczenia podczas manewrowania w okolicy skórek. Czysta precyzja.
Aplikacja to zabieg szybki i w zasadzie bezproblemowy. Produkt jest kremowy i średnio-gęsty. Nie rozlewa się na skórki, nie robi smug i szybko schnie. Nawet bez top coat'u.

Kłopot zaczyna się wtedy, kiedy chcemy określić jego kolor. Nie jest to łatwe. W zależności od światła, lub jego padania, lakier może być zielony, fioletowy, szaroniebieski. Może też zdarzyć się, że Wasze paznokcie będą wyglądać tak, jakby były pomalowane trzema różnymi kolorami.
Mnie to zachwycało, mego Męża zafascynowało (!)







Mam nadzieję, że rozumiecie o co mi chodzi z kolorem;) Czy czasem nie przywodzi Wam na myśl plamy rozlanej benzyny? Ja nie mogę się pozbyć tego skojarzenia.
Jest to zdecydowanie jeden z ciekawszych lakierów do paznokci, jakie znajdują się w moim posiadaniu.
Właśnie za taką oryginalność i nieoczywistość cenię sobie markę Essie.

☺Pozdrawiam. Marta


Delikatnie przypominam o rozdaniu




czwartek, 2 stycznia 2014

Nails Inc. czyli płynne srebro

Nigdy nie przepadałam za takimi lakierami. Dostałam to i użyłam. Byłam ciekawa. Po prostu. Efekt mi się nawet podoba- jest inny, oryginalny, niespotykany, rzadki. Przyciąga oko.
Ale... ale żeby on był czarny, albo szary, albo zielony, albo bordowy, brązowy choćby, to bym i przepadła. Zakochała wręcz.
A tak, jest tylko lekki zachwyt....










Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona jego trwałością- siedzi na mych, nie oszczędzanych paznokciach, w prawie doskonałym stanie, (lekko starte końcówki) od czterech dni. Wciąż ładnie błyszczy.
Zaintrygowana, z przyjemnością sięgnę po inne lakiery tej marki, jeśli tylko nadarzy się taka okazja.

Dobrze się nakłada, nie rozlewa na skórki, ale nie jest gęsty, ani, że aż pozwolę sobie na kolokwializm- glutowaty. Konsystencję ma doskonałą. Krycie również. W zasadzie jedna warstwa wystarczy do dokładnego pomalowania płytki. Nałożyłam dwie, bo chciałam sprawdzić czy widać różnicę. Nie widać.
Podejrzewam, że może wystąpić mały problem z jego usunięciem. Z mojego doświadczenia wynika, że takie lakiery tak mają i trzeba poświęcić im trochę więcej czasu.
Jakoś to przeboleję.

Oceniając go pod względem jakości, to spełnia wszystkie moje wymagania.
Ale wolałabym żeby był czarny:)


środa, 1 stycznia 2014

Ode mnie dla Was

Dobry wieczór w nowym roku:)
Szampan opróżniony, obcasy zdarte, nogi bolą, ale za to głowa, na szczęście, nie:)

Korzystając zatem, z iście błogiego stanu, pragnę życzyć Wam samych wspaniałości w nadchodzącym roku. Rozwijajcie się, bogaćcie i żyjcie jak pragniecie. Nie bójcie się niczego i wierzcie w siebie. Bądźcie zdrowe i miejcie odrobinę szczęścia. Niech się Wam cudnie dzieje. Najlepszego w nowym roku!!!!


Biorąc pod uwagę to, że 1 styczeń zdarza się raz w roku, chcę zaprosić Was na małe rozdanie.
Wystarczy się zgłosić POD TYM POSTEM i zostawić namiary na swoją osobę. Będzie mi oczywiście niezmiernie miło, jeśli dodacie mego bloga do obserwowanych i zostaniecie tu na dłużej, dowodząc tym samym, że nie jesteście "rozdaniowymi harpiami";):), polującymi tylko na nagrody. Pozostawiam to jednak Waszej uczciwości i szczerości.
A mam dla Was to:


-Lush- Buche de Noel- pasta do oczyszczania twarzy
         - Sweetie pie- galareta pod prysznic
-Caudalie- dość spora próbka balsamu do ciała
-Rituals- pianka pod prysznic
            - piling do ciała- duży tester
- lakier Essie- twin sweater set
- mały, migdałowy olejek do ciała z Kneipp
- dwie maseczki z Purederm

Zapraszam i życzę szczęścia;)

Na koniec kilka zdjęć z sylwestrowego De Lier. W tym roku "pokaz" sztucznych ogni był  niezwykle spektakularny.










Przyjemnego wieczoru;)