niedziela, 23 czerwca 2013

Z perspektywy leżaka


Jak na razie lenie sie okropnie. Delektuje sie wręcz, blogim nicnierobieniem. Nadrabiam zaległości w czytaniu.
I wiecie co cudownie mi z tym:) Chwilo trwaj wiecznie!










Jeszcze moment i będę tym znudzona i myśle, ze najdalej pojutrze wyrusze na konkretna eksploracje wyspy. 
  
Tymczasem sciskam Was gorrrrrrąco:)

środa, 19 czerwca 2013

Paznokcie na wakacje

Czyli Shellac Rubble i Catrice 350 Hip Queens Wear Blue Jeans naocznie.


Shellac to mój wakacyjny niezbędnik, absolutnie. Dzięki niemu mam pewność, że moje paznokcie u stóp będą dobrze wyglądały przez cały urlop.


Kolor jak na zdjęciu i w zasadzie od światła zależy czy jest bardziej szary czy brązowy. Dla mnie idealny, ale ciekawe co powie Nimva;)

Na paznokciach u rąk wspomniany wcześniej Catrice.


Kolor ma  piękny, ale go nie lubię. I zapewne nie polubię. Jest jakiś strasznie gęsty, rozprowadza się nierównomiernie i malowanie nim paznokci to istna udręka. Nawet szeroki pędzelek, który mógłby skutecznie ułatwić i przyspieszyć tę czynność, na nic tu się zadaje. To moje pierwsze i ostatnie raczej, spotkanie z Catrice, jeśli chodzi o lakiery. A szkoda, bo kolory mają fajne.

Tymczasem borem, lasem. Idę dopiąć walizkę. Jutro o tej porze będę popijać kreteńską retsinę i pałaszować oliwki na masę;)

Trzymajcie się cieplutko.
Do następnego;)

sobota, 15 czerwca 2013

Farbowanie z Olią


Dziś parę słów o nowości Garniera, czyli farbie bez amoniaku, Olia. Jak mówi sam producent jest to "pierwsza domowa koloryzacja napędzana mocą olejku" .

Bo to właśnie mieszanka olejków ze słonecznika, kamelii i męczennicy odgrywa główną rolę podczas koloryzacji, ułatwiając wnikanie koloru. Popularny, drażniąco- wysuszający amoniak został tutaj zastąpiony monoetanoloaminą (MEA), która działa o wiele łagodniej, mniej podrażnia, ale też i nie wnika tak głęboko w łuskę włosa, co niestety przekłada się na trwałość koloru. Substancja ta nie jest też polecana dla osób, które czas przyprószył siwizną, jednak producent zapewnia, że Olia potrafi sprostać temu wyzwaniu. Ogólnie rzecz ujmując: po koloryzacji tym produktem mamy piękne, zdrowe, lśniące włosy bez śladów siwizny.

Do tej pory najczęściej stosowałam profesjonalne farby fryzjerskie, na bazie amoniaku. Po każdym takim zabiegu musiałam "leczyć" swoje włosy. A jako że, muszę nakładać kolor średnio co miesiąc, żeby jakoś wyglądać, to są one w stanie permanentnego wysuszenia.
Trafiłam na Olię. Postanowiłam zatem, dać jej szansę.


Krem aktywujący, koloryzujący i odżywka.


Przygotowanie farby odbywa się standardowo- łączymy produkty, mieszamy i już. Nakładamy. Nie jestem zwolenniczką tych wszystkich aplikatorów dołączanych do farb, wolę pędzelek i miskę. Próbowałam z tym tutaj i muszę powiedzieć, że jest dość wygodny i precyzyjny, także jeśli lubicie taką formę będziecie zadowolone.
Produkt jest dość gęsty, nie spływa, dobrze się rozprowadza i nie barwi skóry, więc uszy i szyję można spokojnie wymazać.
No i trzeba mu przyznać, że bardzo ładnie pachnie. W końcu nie musiałam walczyć ze łzami, które u mnie są normalną reakcją na amoniak.
po
 przed

























Nareszcie pozbyłam się tej dziwnej rudości, z którą walczyłam już od pewnego czasu i jak do tej pory żadna farba z nią sobie nie radziła.(I przepraszam za tą dziką falę- skutek warkocza). Osiągnięty kolor bardzo mi się podoba, jest naturalny i nie za ciemny, co nader często mi się przydarzało. Siwulce pokryte w 100%. Włosy rzeczywiście są w lepszej kondycji niż po amoniakowym farbowaniu, na pewno nie tak wysuszone. Są miękkie, błyszczące i nie czuję szorstkości. Czego chcieć więcej?
Jestem w pełni usatysfakcjonowana. 

Zdaję sobie sprawę z tego, iż kolor wypłucze się znacznie szybciej niż przy tradycyjnej farbie. Ale jeśli mam wybierać, to wolę "pomęczyć" się raz na 3 tygodnie i mieć zdrowsze, lepiej wyglądające włosy. Tak więc zdecydowanie stawiam na Olię.

piątek, 14 czerwca 2013

Stenders- tonik i woda różana


Jestem ogromną fanką wszelkich toników, wód termalnych, hydrolatów i tym podobnych produktów.  Myślę, że są niedoceniane, bardzo niesłusznie zresztą, bo dobry "podkład" pod właściwą pielęgnację (krem), może skutecznie ją wspomóc.
Dziś pokażę Wam dwa produkty, które okazały się genialnymi wspomagaczami właśnie.


 Floral Water Toner- to nic innego jak woda różana. W zasadzie taki podrasowany hydrolat.


 W składzie same dobre rzeczy, tak mi się przynajmniej wydaje, ale ekspertem nie jestem


 Można by przyczepić się do alkoholu, ale nie zauważyłam jakichś skutków ubocznych w związku z jego obecnością w produkcie. Dodatkowo jest on zupełnie niewyczuwalny. Nie ma tu też parabenów, siarczanów PEG ani sztucznych barwników.
Podstawę stanowi, na co sama nazwa wskazuje, woda z róży damasceńskiej, która jest znana od wieków i z powodzeniem stosowana przez kobiety na Bliskim Wschodzie w ilościach hurtowych. Nie ma się czemu dziwić skoro stamtąd pochodzi. Doskonale chłodzi, koi i uspokaja cerę. Jest bogatym źródłem antyoksydantów. Tonizuje, nawilża, przywraca równowagę, zmiękcza, regeneruje i pomaga utrzymać naczynka w ryzach. Słyszałam też, że systematyczne jej stosowanie przyczynia się do zatrzymania młodego wyglądu. Ot co!!!
I w zasadzie to samo obiecuje producent tego kosmetyku. Faktycznie cera jest zrelaksowana, miękka i miła w dotyku. Nie zauważyłam może i jakiegoś spektakularnego nawilżenia, czy znamiennego wpływu na naczynka, ale jeśli miałabym go porównać do zwykłego hydrolatu, to działa o niebo lepiej. Różnice widać gołym okiem i czuć pod palcami- cera jest zdecydowanie gładsza i bardziej promienna.
Dostajemy go w plastikowej butelce z atomizerem, który ma ułatwiać stosowanie produktu. I z przykrością donoszę, że tego nie robi, a wręcz przeciwnie: siecze nam wodą po oczach kilkoma prężnymi strumieniami i to pod niezłym ciśnieniem. Coś jak miniaturowe bicze wodne. Dlatego też, by nie powybijać sobie oczu i nie nabawić się siniaków przelałam go do zwykłej butelki i stosowałam na wacik. Być może moje opakowanie było po prostu jakieś wadliwe.
Nie mogę nie wspomnieć o zapachu. Wszystkie miłośniczki róży będą zachwycone, bo produkt tak właśnie pachnie- soczyście, naturalnie, świeżo. Nawet mi, zagorzałej przeciwniczce, zaczął się podobać- jest bardzo energizujący i kojarzy się z wakacjami.
Czy go ponownie kupię? Za jakiś czas z całą pewnością. Naprawdę opłaca się dołożyć parę złotych i mieć bardzo dobry jakościowo i wydajny przy okazji produkt. Ja widzę różnicę inaczej zostałabym przy zwykłych hydrolatach.

Na koniec zostawiałam swego ulubieńca, czyli Tonik Nawilżający Do Cery Normalnej i Mieszanej


Moim zdaniem jest to doskonały odpowiednik azjatyckich emulsji nawilżających. Kto używał wie jak działają i co w związku z tym mam na myśli. Nawet konsystencję ma podobną- przypomina ona "gęstą wodę", lub jak ktoś woli rzadki żel.


W składzie m.in.
- aloes- genialny nawilżacz, działa także przeciwzapalnie, regenerująco, zmiękczająco
- woda chabrowa- skutecznie oczyszcza i koi cerę, wykazuje działanie przeciwzmarszczkowe
- nagietek- niezwykle pomocy w walce z niedoskonałościami, ponadto wspomaga regenerację
- betaina- składnik o działaniu silnie nawilżającym
- kwas hialuronowy- łagodzi, świetnie nawilża, ujędrnia, wygładza, uelastycznia- składnik przeze mnie wielce pożądany i ogromnie ceniony. 



Te składniki razem dają niebywale skuteczny produkt, który przede wszystkim porządnie nawilża. Niesamowicie nawilża. Widać to już po kilku zastosowaniach- cera nabiera zdrowego blasku, czuć wzrost poziomu nawilżenia, znikają suche skórki, skóra staje się bardziej elastyczna. Z czasem twarz nabiera aksamitnej gładkości, która nie znika zaraz po odstawieniu produktu, co się często zdarza, same przyznacie. Staje się też jakaś taka bardziej zwarta. Wiem dobrze, że to nie tylko dzięki temu tonikowi, ale myślę, że ma on ogromny wpływ, gdyż dobrze nawilżony naskórek staje się bardziej przepuszczalny dla substancji czynnych.

Tonik zamknięty jest w plastikowej, estetycznej butelce z dozownikiem. Ja nakładam go na ręce i delikatnie wmasowuję w twarz, bo uważam, że wylewanie go na wacik byłoby grzechem marnotrawstwa, i czekam króciutką chwilę, aż się wchłonie.
Zapach produktu jest bardzo delikatny, przyjemny i świeży, choć w zasadzie słowo "czysty" byłoby lepsze. Myślę, że spodoba się raczej każdej z Was.

Dla mnie jest to małe odkrycie. I chyba oczywistym jest, że go kupię ponownie. Nie widzę w nim żadnych wad. Moim zdaniem jest wart każdych pieniędzy ( no dobra, w granicach rozsądku). Musicie go spróbować, aby przekonać się ile może "głupi" tonik.

Produkty zakupione na http://www.stenders-cosmetics.pl/

Wyśmienitego weekendu;)

sobota, 8 czerwca 2013

Kawka z mlekiem?

Nie jestem pewna, ale chyba tak powinnam określić ten kolor.
Stonowany, o dość niespotkanym kolorze, niezobowiązujący, nadający się do każdego ubrania i na każdą okazję. Jednak nie nudny, przynajmniej dla mnie.
Poznajcie KIKO 319.


To drugi i ostatni, lakier Kiko, w moich zbiorach. I trochę jestem na siebie zła, że nie skusiłam się na więcej.
Zaskoczyły mnie, bowiem, bardzo pozytywnie, swoją jakością i trwałością. No i ceną;) Jeśli więc natkniecie się na nie podczas wakacji, to bierzcie bez wahania:)
Dobrej niedzieli:)


















środa, 5 czerwca 2013

Zakupy z Polski

Wiecie, że byłam w Polsce, bo nie omieszkałam się pochwalić. Nie był to relaksująco- wypoczynkowy wyjazd. Mogę go zaliczyć raczej do tych, które przypominają maraton, a na pewno biegi przełajowe na czas. A tego ostatniego było stanowczo za mało. Nie polansowałam się też za bardzo, bo wiało, lało i było zimno. Także balerinki i letnia sukienka wróciły w nienaruszonym stanie. Za to przydała się kurtka zimowa, którą przezornie zabrałam.
W Polsce spędziłam 2 dwa całe dni , z czego drugi był niedzielną imprezą rodzinną. Nie miałam nawet czasu, aby podrapać się po.... no wiecie czym, w spokoju. Wiedziałam, że tak będzie, więc prawie wszystko co Wam pokażę zostało kupione przez internet.
Najpierw jednak coś, co czekało na mnie od dłuższego czasu i czego byłam straszliwie ciekawa. Mowa o paczce- niespodziance od Balbiny. I bynajmniej nie są to jakieś ogryzki, co to, to nie;)


Jak widzicie Balbinę poniosło odrobinę i przysłała mi
- krem do rąk z L'occitane,
- pomadkę ochronną z Noni Care
- masełko do ciała i kostkę do masażu ze Stenders'a, którego wprost uwielbiam.
Trafiłaś Słonko w środek tarczy;) DZIĘKUJĘ CI OGROMNIE, sprawiłaś mi wielką radość- coś jak Gwiazdka;)

Więcej prezentów nie będzie. Słyszycie to marudzenie w tle?? To Mąż mój osobisty tak jęczy, bo resztę zakupów "sprezentowałam" sobie sama. Ale jeśli ktoś (w tym wypadku ja) ma zboczenie w kierunku kosmetyków (albo nazwę to fetyszem) i mieszka (o ironio) na kosmetycznej pustyni, to doskonale mnie rozumie;)
Wbrew pozorom nie ma tego dużo.

Asian Store

- krem z jadem żmii- to tylko tak strasznie brzmi, kremik jest bardzo przyjemny i rokuje. Na razie w fazie testów


-krem pod oczy- większa próbka
-bb z Bio Essence podpatrzony u Obsession

-i kilka próbek

 Apteka

Tych produktów nie muszę przedstawiać, powiem tylko, że użyłam ich czterokrotnie i jestem wniebowzięta.
Do maski dołączone były prezenty- serum na końcówki i coś co mnie szczerze ubawiło- reklamówka z gumką o szumnej nazwie "czepek termiczny"

Allegro, a w zasadzie Haarajuku. To moje drugie zakupy u tego sprzedawcy i mogę go z czystym sercem polecić. Oryginalne produkty, szybka dostawa, masa próbek, liścik z podziękowaniem i czekoladka. Miło:)

-maski do dłoni i stóp

Kremy pod oczy
-The History of  Whoo
-Sulwahasoo
Dużo dobrego o nich czytałam, więc siłą rzeczy zapragnęłam posiąść. Kupiłam po 4 próbki każdego z nich, a taka saszetka starcza mi na tydzień aplikacji rano i wieczorem. Po tym czasie myślę, że będę miała jakieś zdanie na ich temat.
-ślimakowy krem- to moje drugie opakowanie, a to chyba o czymś świadczy;)

-maseczka Gerou- przy poprzednim zamówieniu Haarajuku wrzuciła mi jej próbkę i przepadłam. Jest genialna- bardzo dobrze oczyszcza, wygładza i rozświetla cerę. Nabyłam 5 próbek;)
-kolagenowe płatki pod oczy- wzięłam z ciekawości. Lubię takie produkty, często je stosuję i jeśli są dobre dają natychmiastowe rezultaty. Zobaczymy;)

A to są próbki, którymi obdarowała mnie Haarajuku:)

Na koniec zostawiłam Rossmana i Super- Pharm.

Rossman

-dwa produkty do walki z cellulitem- serum i krem- odstawiłam wszystkie masła, oliwki i inne eveline'y i od 10 dni nacieram się codziennie tymi specyfikami. Już teraz mogę powiedzieć, że chyba szykuje się hit. Dam znać przed wakacjami czyli za jakieś 8 dni.
-długo chciany olejek z Alterry

Super- Pharm

-bardzo skuteczna, bardzo wydajna i niezastąpiona na upały kulka z Vichy
-krem do rąk, o którym już pisałam, tylko nie mam pewności czy aby na pewno pochodzi z Super- Pharm
-i wychwalana ostatnio w blogosferze woda termalna Uriage

No i dobrnęłyśmy do końca;) Pokażę Wam jeszcze tylko dwa zdjęcia.


W takiej sielskiej okolicy mieszkałam jako dziecko. W Polsce nawet trawa pachnie inaczej ;)

Wracając do tematu, bo widzę, że jakaś dziwaczna nostalgia się tu wdziera, znacie te produkty? Lubicie? Nie cierpicie?  Dajcie upust emocjom i piszcie;)