środa, 27 lutego 2013

Kiedy powiem sobie: dość?!

Czyli kolejne zakupy. Tym razem z Polski, ale nie polskie, niemniej jednak pożądane. Chwalę się więc. A co tam.

Na początek osławiony Stenders

-tonik nawilżający
-woda różana
-różany peeling solny
Dostałam też próbkę kremu na noc i miniaturowe mydełko. Wszystko pochodzi tej strony http://www.stenders-cosmetics.pl/

Następnie kosmetyki greckiej firmy Flax. Dwa lata temu przywiozłam sobie z wakacji masło tej firmy i byłam zachwycona, więc chyba zrozumiałe jest, że kiedy odkryłam ich przedstawicielstwo w Polsce odmówić sobie nie mogłam.

-krem do rąk
-żel pod prysznic, który miał być peelingiem, ale gdzieś wystąpił błąd ;)
-masło do ciała
-kilka próbek kremu do rąk, szamponu, maski do włosów i mleczka do ciała

Na koniec trochę azjatyckich dobrodziejstw.


-Mizon, żel ze śluzem ślimaka
-gąbka Konjac
-maseczki płatowe Dermal
-maseczka oczyszczająca pory
-Mizon krem regenerujący ze śluzem ślimaka
-Mizon kem BB
-su:m 37 - krem pod oczy
-su:m 37-krem do twarzy Exteme Time Control
-Sulwhasoo- krem pod oczy
-O Hui- żel pod oczy
-Purederm- płatki kolagenowe pod oczy
-Sulwhasoo- krem do twarzy Time Treasure Renovating
-Skin 79- BB krem Triple Functions
-Gepou- maseczka do twarzy Herbal Conk Mask
-Q Bic- BB perfect cream

Te produkty zostały zamówione na Allegro od sprzedawcy o nicku HAARAJUKU. Na moje oko wszystkie produkty są w 100% oryginalne, przesyłka szybka i bezproblemowa, także polecam. Dodam jeszcze, że 1/3 z tego co tu widzicie to prezenty od Haarajuku- bardzo miło z jej (jego) strony, uważam.

Moja próżność i chęć posiadania zostały zaspokojone. Mam nadzieję, że na dłużej niż zwykle, bo przestaję się mieścić.

niedziela, 24 lutego 2013

Z braku wyboru


Myślicie, że w Holandii jest przeogromny wybór kosmetyków? Że wchodząc do sklepu dostaję oczopląsu i kołatania serca na sam widok różnorodnych cudowności?  Biegam między półkami, jak w gorączce, nie mogąc dokonać wyboru? Otóż Jesteście w błędzie! Holandia pod tym względem (zresztą nie tylko pod tym), to Zabita Dziura, Pierdziszewo Dolne, czy co tam chcecie. Nawet nie wiecie jak zazdroszczę Wam, mieszkającym w Polsce. Macie, że tak powiem kolokwialnie, pełen wypas.
Jakiś czas temu poszłam po peeling do ciała i stanęłam przed wielkim dylematem, bo miałam do wyboru peeling Decubal i peeling.... Decubal. Zaszalałam więc i wzięłam... Decubal.


Decubal jest marką pochodzącą ze Skandynawii, mianowicie z Danii. Produkuje bardzo łagodne i bezpieczne kosmetyki, które nie zawierają substancji zapachowych, parabenów, środków konserwujących. Są przyjazne dla całej rodziny i skutecznie pielęgnują każda skórę po suchą i atopową włącznie.

Nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z tym producentem i szczerze mówiąc niewiele się po nim spodziewałam. Tym większe było moje zaskoczenie gdy okazało się, że peeling w którego posiadanie weszłam, jest jednym z lepszych jakich do tej pory używałam. Oczywiście drogeryjnych, bo nic nie pobije czarnego mydłapeelingu kawowego.
Skład ma bardzo przyzwoity


- sodium chloride- składnik peelingujący, żródło mikroelementów
- sodium bicarbonate- to nic innego niż znana nam soda oczyszczona- wygładza i zmiękcza, doskonale oczyszcza, ma działanie antyseptyczne
- prunus amygdalus dulcis- czyli olej ze słodkich migdałów- głęboko nawilża, zmiękcza, przywraca naturalną równowagę skóry, zawiera wit A i E oraz wit z grupy B
- vitis vinifera seed oil- olej z pestek winogron- emolient, tworzy na powierzchni skóry film przez co zapobiega utracie wody, antyoksydant, działa przeciwzapalnie i kojąco
- glyceryl stearate- emulgator, odpowiada za lepkość produktu, emolient, pochodzi z tłoczenia oleju kokosowego lub słonecznikowego
- cetearyl alcohol- całkowicie bezpieczna i niedrażniąca substancja czynna, chroni przed utratą wilgoci i odpowiada za konsystencję
- simmondsia chinenisis oil- olej jojoba- doskonały antyoksydant, zawiera wit E, regeneruje, reguluje produkcję sebum, łagodzi stany zapalne, egzemy; nawilża, wygładza
- butyrospermum parkii butter- masło shea- koi, nawilża, zmiękcza naskórek
- tocopherol- wit.E- witamina młodości i naturalny konserwant; przyspiesza odnowę skóry, nawilża, chroni przed wolnymi rodnikami, pomaga w walce z trądzikiem i pozytywnie wpływa na wygląd blizn.

Peeling jest kremowo- gęsty. Bardzo dobrze się rozprowadza na skórze i rzeczywiście ją dokładnie oczyszcza.


Drobinki soli są w sam raz- nie za duże i nie za ostre. Rozpuszczają się też w odpowiednim tempie, i czas ten wystarcza na porządne wyszorowanie ciała.


 Produkt pozostawia po sobie oczyszczoną, gładką i bardzo dobrze nawilżoną skórę- użycie balsamu jest całkowicie zbędne, a to przez oleje w nim zawarte. Przy regularnym stosowaniu pomaga pozbyć się drobnych krostek, które lubią pojawiać się szczególnie zimą.


Kosmetyk zamknięty jest w plastikowym pudełku. Jego pojemność to 345g i wystarczył mi na 1,5 miesiąca  używania 2 razy w tygodniu. Trzeba uważać aby do środka nie dostawała się woda, bo się rozpuści- ja przekładałam sobie niewielką ilość na zakrętkę. I dokładnie zamykać- inaczej wysycha. Produkt jest bezzapachowy czego nie lubię, ale wybaczam za efektywność jaką posiada.
Jeszcze jedno ku przestrodze: niech żadnej z Was nie przyjdzie do głowy użyć go po depilacji  czy goleniu- sól na podrażnioną skórę to nie najlepszy pomysł i cholernie piecze. Niestety sprawdziłam, więc uczcie się moich błędach;)
Jeśli spotkacie go na swojej drodze to polecam go Waszej uwadze. Myślę, że nie będziecie zawiedzione.
Wiem, że podobny peeling można wyprodukować samemu, ale nie oszukujmy się komu by się chciało, szczególnie pod koniec depresyjno- zniechęcającej zimy;) Czy ona się kiedyś skończy?

Do następnego :)




poniedziałek, 11 lutego 2013

De Lier się bawi

Jest karnawał w Wenecji, jest w Rio, ale oba nijak się mają do karnawału w De Lier ;) No zobaczcie same, czy nie było lepiej



Król karnawału
 

w trzech odsłonach


Były platformy- lepsze niż sambodromy;) Oczywiście.

 


Nie zabrakło odpicowanych, gorących Latynosów


i sportowców


i akrobatów


oraz swojskich chłopaków na traktorach

 czy też goooorrrrrących tancerek




ani chodzących oryginałów



Nad bezpieczeństwem czuwali hoży doktorzy


I w ogóle był tłum ludzi, głośna muzyka, morze alkoholu


i zgorszenie i perwersja



;) Pozdrawiam ;)

sobota, 9 lutego 2013

Idealny duet cz.2

Wiem, że post miał być przedwczoraj, ale nie dałam rady. Wybaczcie, zakichanej, zasmarkanej, bez życia i perspektyw na lepsze jurto, okutanej w cztery koce i z litrem kropli do nosa... w nosie- Marcie.
Przepraszam i naprawiam swój błąd.

Dokończę zatem to co zaczęłam i dziś ujawnię Wam sprawcę diametralnej zmiany mojej cery. W zasadzie to od niego powinnam była zacząć, bo to on odwalił brudna robotę a Flavo C to tylko doskonałe wsparcie.


Po przeczytaniu wszystkich chyba, recenzji trochę się go obawiałam. Dziewczyny pisały różnie, a to, że uczula, że, skóra po nim się łuszczy, że, wysusza i, w końcu, że nie robi nic. Zazwyczaj skupiam się na tych negatywnych opiniach, więc trzymałam się od niego z daleka. I szczerze mówiąc nigdy bym po niego nie sięgnęła, ale rozpaczliwy stan mojej cery po prostu mnie zmusił. Do tej pory nie rozumiem dlaczego byłam taka durna! Gdzie ja miałam głowę? Mogłam już dawno pozbyć się całego tego dziadostwa. Co tu gadać: zdziałał cuda!

Krem ma lekką, powiedziałabym żelową, konsystencję, świetnie się rozprowadza, szybko wchłania i nie pozostawia tłustej warstwy. Twarz jest matowa, ale w żadnym wypadku nieściągnięta. Jest wydajny (używam od 1,5 miesiąca co dzień i mam jeszcze 1\3 tubki), pachnie świeżo i delikatnie, co uprzyjemnia stosowanie tego produktu. Bardzo dobrze współgra z makijażem.


 Krem, według producenta ma działać na dwa główne objawy pojawiające się na problematycznej skórze: miejscowe zmiany skórne oraz zanieczyszczone pory. Do walki z niedoskonałościami La Roche Posay wykorzystało 4 aktywnie działające składniki:
1.  niacynę czyli wit B3, która znana jest przede wszystkim ze skuteczności w walce ze starzeniem się, jest zatem silnym przeciwutleniaczem, reguluje procesy odnowy skóry. Stymuluje produkcję kolagenu, przy czym jest bardziej stabilna niż retinol- odporna na światło, wysokie temperatury. Poza tym reguluje wydzielanie sebum, zmniejsza zaczerwienienia i podrażnienia, redukuje wielkość porów, sprzyja gojeniu i regeneracji , wspomaga walkę z przebarwieniami. Ma dużą zdolność przenikania w głąb skóry, przez co, niejako od środka, może zwalczać jej niedoskonałości
2.  pirokton olaminy- jest składnikiem przeciwgrzybicznym, antybakteryjnym, przeciwzapalnym i jak niacyna jest łatwo przenikalny
         Te dwa składniki mają powstrzymać rozprzestrzenianie się bakterii i zniwelować niedoskonałości.

3.  kwas LHA- jest pochodną kwasu salicylowego, ale poprzez swoja budowę wykazuje powinowactwo do nabłonka i działa na jego zewnętrznych warstwach, złuszczając je stopniowo w łagodny, nieinwazyjny sposób, nie uszkadzając przy tym jego struktury. Nie działa tak szybko i "widowiskowo" jak inne kwasy, jednak precyzyjnie i skutecznie. Sprzyja gojeniu się wyprysków i zmniejsza płytkie blizny potrądzikowe.
4.  kwas linolowy- nawilża skórę, przyspiesza jej odnowę, reguluje pracę gruczołów łojowych, redukuje plamy i przebarwienia. Jest naturalnym składnikiem sebum i cementu międzykomórkowego. Występuje m.in. w oleju słonecznikowym.
          Kombinacja tych kwasów ma odblokowywać pory i jednocześnie usuwać nagromadzone w nich zanieczyszczenia.

Wszystkie substancje zawarte w kremie łączy woda termalna, która łagodzi, koi i działa przeciwrodnikowo.
Produkt nie zawiera parabenów.

To tyle od producenta. teraz czas na konsumenta;)
Połączenie składników jest dla mnie optymalne i nie robi mi absolutnie żadnej krzywdy. Prawdę mówiąc, w pierwszym tygodniu stosowania, zauważyłam delikatne pogorszenie stanu cery- wszystko zaczęło wychodzić spod skóry. Nie były to ropne wykwity- po prostu miałam więcej grudek niż zazwyczaj. Zauważyłam też delikatne złuszczanie, ale peeling enzymatyczny i maska nawilżająca dały sobie świetnie radę. Ten stan trwał może z 5 dni, pózniej było tylko lepiej.W zasadzie z dnia na dzień mogłam patrzeć i podziwiać jak moja cera staje się czysta i gładka. Nawet moja kosmetyczka, z którą wspólnie walczyłyśmy o poprawę stanu mojej skóry, była zdziwiona i też kupiła ten krem. Effaclar'u używam na noc i czasem, w razie potrzeby, na dzień- punktowo. Smaruję i patrzę sobie jak z godziny na godzinę mój wróg traci swoją moc. Jasne, że nie znika totalnie w ciągu 12 godzin, ale jest znacznie mniejszy i nie ma szansy na rozwój.
Krem bardzo dobrze nawilża i na pewno nie przyczynia się do nadmiernej produkcji sebum. Nie miałam, co prawda, z tym problemu przed sięgnięciem po ten produkt, ale to tylko oznacza, że jest delikatny i nie przesusza. Nie podrażnia też moich naczynek, a stosuję go z serum z wit C, która potencjalnie może wywoływać skutki uboczne, więc tym bardziej mogę powiedzieć, że to naprawdę bezpieczny produkt.
Co do zaskórników to nie zniknęły ale jest ich mniej, może nieznacznie, ale jednak mniej. Nowe też nie tworzą się tak szybko. Zresztą ich się nie uniknie ;).
Teraz wezmy po lupę pory. Szczerze mówiąc moje widać i bez niej. I w tej kwestii nic się nie zmieniło. Są. Wielkie. Mam jednak nadzieję, że po trochę dłuższym czasie staną się mniej widoczne. Na pocieszenie powiem, że za to blizny potrądzikowe i przebarwienia uległy zmniejszeniu. Być może tutaj spisał się Flavo C. Nie wnikam, bo efekt przerósł moje najśmielsze oczekiwania. A to lubię.
Effaclar Duo ma już stałe miejsce w mojej kosmetyczce. Genialny produkt.

Dodam jeszcze na koniec, że ważne jest, przy stosowaniu jakichkolwiek kwasów, dobre nawilżanie cery, koniecznością zaś filtry przeciwsłoneczne.
Myślę też, że Effaclar Duo może być świetną propozycją dla tych z Was, które po prostu chcą odświeżyć cerę po zimie, a problemów skórnych nie mają.  W każdym razie polecam spróbować.

Zarówno Flavo C jak i Effaclar pochodzą z apteki internetowej. Zresztą znajdziecie tam o wiele więcej. Wietrzę tam swój portfel regularnie;)

Nie całuję i nie ściskam, coby Was nie zarazić. Dziękuję.



środa, 6 lutego 2013

Idealny duet cz.1

Pisałam już nie raz, że pomimo tego, iż nie jestem nastolatką mam problemy z cerą. I nie chodzi tu o klasyczny trądzik z wykwitami skórnymi, tylko o coś w rodzaju guli podskórnych, które najczęściej pojawiały się na żuchwie i skroniach. Bolące nie do usunięcia bez zmaltretowania połowy twarzy. Kiedy znikały pozostawiały po sobie mniej lub bardziej czerwone plamy- skóra była niejednolita, wyglądała na zmęczoną.
Problemy pojawiły się w zasadzie znikąd i bez jakiejś wyrazniej przyczyny. Na początku winą obarczałam pielęgnację, potem dietę, brak ruchu i na końcu pod lupę poszła antykoncepcja i hormony. Zmieniłam więc dietę (przede wszystkim odstawiłam czekoladkę i mleko), zaczęłam się ruszać, regularnie chodzić do kosmetyczki (mikrodermabrazja) przestałam brać tabletki i przerzuciłam się na bardziej naturalną pielęgnację, unikając parafiny, silikonów i alkoholu w kremach, emulsjach, tonikach, bo w kolorówce trudniej jest się ich wyzbyć.
Wielkim ratunkiem okazało się mydło Alep i Savon Noir, olej arganowy, lawendowy i ostanie moje odkrycie olej z nasion truskawki.
Było o niebo lepiej, nie idealnie co prawda, ale widziałam światełko w tunelu i byłam pełna wiary, że w końcu uda mi się osiągnąć zadowalający rezultat.
Do czasu, o zgrozo!, aż nie sięgnęłam po serum z granatu, żeby sobie jeszcze  polepszyć. No i nadciągnęła katastrofa, w zasadzie pandemonium, którego znane mi metody i działania nie mogły zniwelować. Nie pomagało nic absolutnie i właśnie wtedy z rozpaczy chyba sięgnęłam po te produkty :


Pozwoliły mi wyjść z twarzą z tej opłakanej sytuacji.
Wspaniale za sobą współgrają i razem działają cuda. Ale do rzeczy.

Flavo C z Auriga to nic innego jak serum z wit. C. Bardzo dobre serum.


Zamknięte jest w szklanej, ciemnej buteleczce


Kolor jak na zdjęciu, zaznaczam, że niczego nie brudzi;) Zakraplacz znacznie ułatwia dozowanie produktu. Jest ono łatwe, precyzyjne i higieniczne


I skład


Jak widzicie skład jest całkiem dobry. Podstawę stanowi woda, a miłorząb japoński i  8% witamina c odpowiadają za działanie kosmetyku.
Ginko biloba jest silnym antyoksydantem, chroni przed promieniowaniem UVB, stymuluje syntezę kolagenu, hamuje stany zapalne , poprawia mikrokrażenie, zapobiega pękaniu naczynek, uealastycznia i ujędrnia.
Natomiast wit C to przede wszystkim silny przeciwutleniacz. Działa rozjaśniająco, przeciwzapalnie, likwiduje plamy posłoneczne, poprawia strukturę skóry ( wpływa na produkcje kolagenu), działa obkurczająco na naczynka i je uszczelnia, wzmacnia ochronę przeciwsłoneczną- dlatego warto stosować ją pod filtr
Witamina C w tym serum jest formą lewoskrętną, czyli taką która występuje naturalnie. Jest to jedyna jej postać, która aktywnie działa w skórze i faktycznie wpływa na jej wygląd. Poza tym producent zapewnia, że jest ona stabilna, czyli nie traci swoich właściwości już po ok.48g, penetruje skórę i działa przez 8 godzin.

Nie jest to moje pierwsze serum z wit C, więc mam porównanie i muszę stwierdzić, że jest to zdecydowanie najlepszy produkt tego typu, jaki do tej pory stosowałam.
Co mogę powiedzieć po 1,5 miesięcznym stosowaniu?
Plusy dodatnie:
-z całą pewnością rozjaśnia przebarwienia i rozświetla , przez co twarz wygląda na młodszą i wypoczętą
-wzmacnia naczynka, nie zauważyłam nowych a bacznie je obserwuję, stare są mniej widoczne
-skóra jest bardziej napięta, jędrniejsza i gładsza
-niechciane niespodzianki goją się szybciej
-nie widzę nowych zmarszczek
Plusy ujemne
-nie zniknęły moje wszystkie przebarwienia, ale na to trzeba czasu
-nie zniknęły istniejące zmarchy, ba! nawet nie drgnęły w stronę spłycenia, ale na to też trzeba czasu i być może większego stężenia wit C


Serum jest bardzo rzadkie ale wydajne- mi wystarczają 3-4 krople do posmarowania buzi i szyi. Mnie nie podrażnia ani nie uczula (ten problem miałam z serum z Kiel's ), nie przetłuszcza cery, nie powoduje zaskórników. Świetnie się wchłania, nie pozostawia uczucia lepkości, dobrze współgra z olejami i kremami.
Stosuję go zawsze rano pod krem z filtrem. Czasem nakładam je też wieczorem, pod maski płatowe- efekt wprost zachwycający:)

No to dobrnęłam do końca. Nareszcie co? Hihihi. Wybaczcie, ale jestem nim po prostu zachwycona. Polecam, polecam i jeszcze raz polecam.

A jutro czeka Was kolejny elaborat- na temat Effaclar'u Duo;)  Cieszycie się:);) Polecam uzbroić się w wielki kubek kawki:)

Ściskam





poniedziałek, 4 lutego 2013

Gąbka konjac


Długo szukałam czegoś, co by pomagało mi skutecznie oczyszczać twarz. Kombinowałam ze szmatkami- muślinową, z mikrofibry i flanelową z TBS. Po tych doświadczeniach stwierdziłam z przykrością i rozczarowaniem, że jednak nie są one dla mnie. Za bardzo podrażniały cerę i doprowadzały do szału moje naczynka.
Gąbkę Konjac wypatrzyłam na którymś z blogów i kupiłam, ze zwykłej ciekawości podsycanej faktem, że pochodzi z Azji. Okazała się, na moje i jej szczęście, bardzo skutecznym i stosunkowo tanim produktem. 



Na pewno już o niej słyszałyście nie raz, dlatego też daruję sobie długaśne opisy producenckie. Opowiem o moich empirycznych z nią doświadczeniach. Okazało się bowiem, że jest to produkt wprost idealny dla mnie i jestem w nim zakochana po uszy. W Holandii w zwykłej drogerii jest oczywiście niedostępny, ba! nikt o nim nigdy nie słyszał. Pozostaje mi więc polski Rossman i uprzejmość mego Brata.
Kosztuje ok 15 zł, ale warto je wydać. Swoją gąbkę używam od około 4 miesięcy i nic złego się z nią nie dzieje. Nie jest oczywiście w idealnym stanie, ale się nie kruszy, nie rozpada, nie pleśnieje. Nie ryzykowałam prania w pralce, choć producent to zaleca, gdyż moim zdaniem jest zbyt delikatna. Zawsze myję ją zwykłym płynem antybakteryjnym, solidnie wyciskam i odwieszam w pobliże kaloryfera.




 Wiecie już, że namiętnie stosuję kremy BB i aby uniknąć nieprzyjemnych konsekwencji ich używania muszę je bardzo dokładnie zmywać. Dlatego u mnie oczyszczanie to wielki, paroetapowy rytuał wypracowany metodą prób i błędów. Konjac stał się jednym z nich. Niezastąpionym jak do tej pory.
Używam go najczęściej z mydłem Alep i tylko wieczorem- rano nie potrzebuję aż tak dogłębnego oczyszczania. Gąbka bardzo dobrze usuwa resztki makijażu i mam wrażenie, że delikatnie peelinguje- moja twarz nie potrzebuje już tak częstych peelingów kosmetycznych, takich z tubki;). Podczas jej stosowania wykonuję masaż twarzy (czego nie dało się zrobić szmatkami) pobudzając tym samym cyrkulację krwi i limfy, szczególnie w strategicznych okolicach tzn. okolicach oczu ( brak worów po wstaniu) i żuchwy ( tam lubią pojawiać się znienawidzeni wrogowie). Na pewno to nie tylko dzięki niej pozbyłam się problemów po ostatnim eksperymencie, myślę jednak, że pomogła (choćby peelingowaniem) i wierzę, że przyczyniła się do poprawy stanu mojej cery. Po jej zastosowaniu twarz jest świetnie oczyszczona, odprężona, gładka i co istotne, bez podrażnień; gotowa na przyjęcie substancji odżywczych.
W skrócie: niezwykła delikatność i olbrzymia skuteczność w jednym.
Uwielbiam :)